W ostatnich latach nastała moda na pisanie o szlachcie i ziemiaństwie przede wszystkim w kontekście nierówności społecznych, ze szczególnym uwzględnieniem okresu funkcjonowania pańszczyzny. W tym „rewolucyjnym” zapędzie często zapomina się, że przedstawiciele rodzin ziemiańskich znaleźli w gronie najważniejszych twórców polskiej kultury, sztuki i literatury w XIX i XX wieku. To oni odgrywali największą rolę w życiu politycznym i licznie brali udział we wszystkich zrywach niepodległościowych. Jednocześnie wywarli wielki wpływ na życie gospodarcze oraz rozwój przemysłu. Również po reformie rolnej z 1944 roku, która doprowadziła do brutalnej likwidacji tej warstwy społecznej, wielu potomków polskich ziemian zdołało odnaleźć się w nowych realiach.

Poruszając temat ziemian należy podkreślić, ze nie wszyscy właściciele majątków ziemskich od dziewiętnastego stulecia byli pochodzenia szlacheckiego. Trzeba również pamiętać iż nie każdy potomek rodziny szlacheckiej posiadał dobra. Nie można zatem zrównywać określeń „szlachta” i „ziemiaństwo”. Szczególnie w drugiej połowie XIX wieku, wiele dworów i majątków znajdowało się w rękach przedstawicieli rodzin mieszczańskich czy żydowskich. Chciałbym tu przedstawić w telegraficznym skrócie bogactwo życiorysów osób, do których w przeszłości należały dwory na terenie województwa podkarpackiego oraz ich potomków. Posłużę się przykładem zaledwie czterech rodzin.

Schrammowie z Olchowej

Rodzina Schrammów obfituje w postaci nietuzinkowe i bardzo zasłużone dla polskiej nauki. Julian Schramm (1852–1926), który ożenił się z Józefą Bugiel, dziedziczką majątku w Olchowej koło Leska, był profesorem chemii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Natomiast w latach 1894–1910 kierował Zakładem Chemii Organicznej tej uczelni. Sławę przyniosło mu opracowanie „Podręcznika analizy chemicznej jakościowej”, który w latach 1885–1922 doczekał się pięciu wydań, a studenci chemii korzystali z niego aż do wybuchu II wojny światowej. Wśród uczniów profesora było wielu wybitnych uczonych związanych później z licznymi uniwersytetami i politechnikami. Podobnie jak jego potomkowie, Julian Schramm odznaczał się licznymi talentami, wykraczającymi poza jego zainteresowania zawodowe. M.in. był zdolnym pianistą i śpiewakiem. Ponadto zgromadził interesującą kolekcję entomologiczną. Gdy profesor Schramm z powodu stanu zdrowia przeszedł w 1910 roku na emeryturę, zamieszkał w Olchowej. Tam również zmarł 30 marca 1926 roku. 

Karierę naukową zrobił również syn znanego chemika – Wiktor Franciszek Schramm (1885–1958), który w młodości kształcił się w Krakowie, Berlinie i Królewcu. Podczas I wojny światowej służył w Legionach Polskich, a w 1917 roku uzyskał stopień doktora filozofii. Zajmował się ekonomią rolną i historią gospodarczą. Rok po odzyskaniu przez Polskę niepodległości powierzono mu Katedrę Ekonomiki Rolniczej na Wydziale Rolniczo-Leśnym Uniwersytetu Poznańskiego. Od tego momentu datują się ścisłe związki rodziny Schrammów ze stolicą Wielkopolski. Nie zostały jednak zerwane kontakty z majątkiem w Bieszczadach. Olchowa pozostała miejscem, gdzie profesor spędzał co roku wakacje i tutaj właśnie zastał go wybuch II wojny światowej. Schrammowie pozostali w tamtejszym dworze do końca 1944 roku, gdy zmuszeni byli opuścić dwór i majątek w związku z reformą rolną. Wcześniej jednak synowie profesora – Jerzy i Ryszard Wiktor wzięli udział w akcji „Burza”, jako żołnierze oddziału partyzanckiego utworzonego w sanockim obwodzie AK. 

Córka Juliana, a siostra Wiktora – Helena Schrammówna (1879–1942) została malarką i konserwatorka sztuki. Kształciła się m.in. w Monachium i Paryżu. Od 1925 roku do wybuchu II wojny światowej mieszkała w Wilnie, gdzie pracowała w Urzędzie Konserwatorskim i brała udział w życiu miejscowej bohemy. Zajmowała się naukowo sztuką ludową a także jej popularyzacją. Pokłosiem jej zainteresowań były liczne publikacje, odczyty, a nawet audycje radiowe.

Drugi ze wspomnianych wyżej synów ostatniego właściciela dworu w Olchowej – Ryszard Wiktor Schramm (1920–2007), wzorem ojca i dziadka podjął pracę naukową i również uzyskał tytuł profesorski. Specjalizował się w biochemii i fizjologii roślin, a jego pasjami były wspinaczka wysokogórska i podróże. Uczestniczył m.in. w wyprawach polanych na Spitsbergen. W 1979 roku został przyjęty w poczet członków amerykańskiego The Explorers Club. Warto w tym miejscu wspomnieć kolejnego profesora w rodzinie czyli wybitnego historyka Tomasza Schramma, syna Ryszarda Wiktora. Ten badacz, podobnie jak jego ojciec, ma na swoim koncie liczne osiągnięcia podróżnicze i alpinistyczne. W 1999 roku był nawet nominowany do prestiżowej nagrody „Kolosy”. 

Starowieyscy z Bratkówki

W Bratkówce i Ustrobnej, miejscowościach położonych w okolicach Krosna, zachowały się dwa dwory, które w przeszłości należały do rodziny Starowieyskich herbu Biberstein. Jeśli przyjąć za wskaźnik znaczenia rodziny liczbę jej członków, którzy posiadają hasła w Polskim Słowniku Biograficzny, to Starowieyscy plasują się całkiem wysoko. W tym monumentalnym wydawnictwie znalazły się m.in. biogramy pradziadka, dziadka i babki Franciszka Starowieyskiego, znanego malarza, a także jego stryja i dwóch ciotek. W sumie osiem haseł poświęconych przedstawicielom tej rodziny.

Stanisław i Amelia z Łubieńskich Starowieyscy mieli sześcioro dzieci: Zofię (1891–1966), pisarkę i jedną z najważniejszych członków redakcji „Tygodnika Powszczechnego”, Stanisława (1895–1941) – beatyfikowanego w 1999 roku, Ludwika (1896–1958), który przed II wojną światową gospodarował w majątku Iwierzyce, Marię (1896–1951) – pielęgniarkę i działaczkę społeczną, Mariana (1899–1940) – właściciela Bratkówki, prawnika związanego z przemysłem naftowym oraz zmarłą przedwcześnie Elżbietę (1902–1927), prawniczkę.

Marian Starowieyski miał trzech synów, z których najstarszym był Franciszek – malarz, scenograf, znany twórca plakatów i po trosze skandalista. Współcześnie jest chyba najbardziej znanym przedstawicielem rodziny. Artystami zostali również dwaj synowie Franciszka Starowieyskiego. Urodzony w 1973 roku Antoni Starowieyski studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie . Od ukończenia studiów w 1997 roku, pracuje na macierzystym wydziale, obecnie na stanowisku profesora uczelni. Zajmuje się malarstwem i rysunkiem. Jego trzy lata młodszy brat Mikołaj, ukończył wydział rzeźby na wspomnianej ASP. Studiował również architekturę na Politechnice Białostockiej, a także kształcił się w Damaszku. Zasłynął jako artysta sztuk wizualnych.

Malowanie zawsze było pasją również młodszego brata Franciszka Starowieyskiego, chemika z wykształcenia, prof. Kazimierza Starowieyskiego. Franciszek mawiał o Kazimierzu, że jest świetnym kolorystą – „zdecydowanie lepszy ode mnie. Razem stanowilibyśmy znakomity team”. Kazimierz Starowieyski nie odebrał jednak wykształcenia artystycznego. Ukończył studia chemiczne w Szczecinie i początkowo pracował w zakładach chemicznych w Żarowie koło Wrocławia. W 1958 roku pojął pracę na Politechnice Warszawskiej, z którą związał się aż do emerytury. W 1990 roku uzyskał tytuł profesora. W 2011 roku w Warszawie zorganizowano wystawę jego prac zatytułowaną „Starowieyski, którego nie znacie”. Natomiast jedenaście lat później w Muzeum Podkarpackim w Krośnie odbyła się wspólna wystawa prac Franciszka, Kazimierza i Antoniego Starowieyskich. 

Najmłodszy z synów Mariana Starowieyskiego został księdzem. Zanim to jednak nastąpiło, Marek Starowieyski w 1954 roku zdał egzamin dojrzałości w Liceum im. S. Staszica w Sosnowcu i rozpoczął studia z zakresu filologii klasycznej na Uniwersytecie Warszawskim. Rok później wstąpił do Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Święcenia kapłańskie o trzymał 1960 roku. W późniejszym okresie ukończył porzucone wcześniej studia filologiczne. Następnie rozpoczął pracę wykładowcy języka łacińskiego i greckiego w warszawskim. W 1968 roku wyjechał na studia do Rzymu, a trzy lata później po uzyskaniu stopnia doktora teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim został tłumaczem prefekta Kongregacji do Spraw Wychowania Katolickiego, którym był wówczas kardynał Gabriel Marie Garonne. Ks. Marek Starowieyski w początkach swojej pracy był jednym z nielicznych Polaków w Watykanie. Po powrocie do kraju kontynuował pracę naukową. W 1985 r. uzyskał habilitację w zakresie patrologii na Papieskim Wydziale Teologicznym w Krakowie. Siedem lat później został profesorem nadzwyczajnym w Instytucie Filologii Klasycznej Uniwersytetu Warszawskiego, a w 2002 roku uzyskał tytuł profesora zwyczajnego. Jest autorem kilkudziesięciu książek naukowych i publicystycznych

Turnauowie z Mikulic

Pochodząca najprawdopodobniej z Moraw neoficka rodzina Turnauów uzyskała nobilitację w 1857 roku. Jan Nepomucen Turnau nabył majątek Gaik koło Dobczyc. Jego wnukiem był Henryk Jakub (1833–1917), który poślubił Olawię Trzeciak (1842–1914). W małżeństwie tym urodziło się dziewięcioro dzieci, a wśród nich najbardziej znany w pierwszej połowie XX wieku przedstawiciel rodziny – Jerzy Turnau (1869–1925), który zasłynął w środowisku ziemiańskim dawnej Galicji. W młodości studiował sztuki plastyczne i nauki rolnicze w Wiedniu, ale formalnego wykształcenia nie ukończył. Już w wieku 24 lat osiadł w swoim majątku Mikulicach, gdzie prowadził wzorowe i bardzo nowoczesne gospodarstwo rolne. Zajmował się hodowlą nowych odmian zbóż, których sprzedaż w postaci ziarna siewnego dostarczała właścicielowi Mikulic znacznych dochodów. Swoją wiedzą i doświadczeniem starał się dzielić z innymi publikując liczne artykuły i książki. W 1919 roku z inicjatywy Jerzego Turnaua, pod egidą Towarzystwa Ziemiańskiego otwarto we Lwowie Wyższe Kursy Ziemiańskie.

Oprócz pisania opracowań z zakresu rolnictwa J Zwyczajowo uczelnię od początku nazywano „kursami Turnaua”, a po jego śmierci, inicjator i współzałożyciel placówki został jej oficjalnym patronem. Sam pomysł powołania instytucji edukacyjnej kształcącej ziemiańską młodzież zrodził się w kręgu członków Związku Ziemian (do 1918 roku Towarzystwo Kółek Ziemian). Studia trwały dwa i pół roku, a oprócz zajęć teoretycznych, kursanci byli zobowiązani odbyć trzy praktyki w nowoczesnych majątkach, trwające po trzy miesiące każda z nich.  

Wśród wykładowców uczelni byli zarówno profesorowie wywodzący się ze lwowskiego środowiska naukowego, jak i praktycy. Jerzy Turnau był pierwszym dyrektorem Kursów, a swoją funkcje pełnił do śmierci w 1925 roku. On również wykładał gleboznawstwo, uprawę roślin oraz rachunkowość, a treść jego wykładów ukazywała się następnie drukiem w formie skryptów i podręczników. W latach 1919–1939 r. przez mury uczelni przewinęło się ponad czterystu słuchaczy i słuchaczek. Zaznaczyć jednak wypada, że już sam twórca Wyższych Kursów Ziemiańskich ubolewał nad obniżeniem się poziomu wśród osób kształcących się na kursacherzy Turnau poświęcał się również literaturze pięknej. W swoich powieściach i nowelach odmalowywał życie ziemiaństwa, inspirując się przy tym wydarzeniami z okolic Przeworska. Od wczesnej młodości zafascynowany był malarstwem. Tworzył portrety, pejzaże, sceny rodzajowe, a nawet batalistyczne – chociaż te ostatnie, w opinii m.in. syna Stefana, nie wychodziły mu najlepiej. Malarstwo pozostawało dla Jerzego Turnaua ważne do tego stopnia, że kiedy podczas I wojny światowej opuścił z rodziną Galicję i udał się do Wiednia, to wynajął w stolicy C.K. Monarchii pracownię. Odnowił wówczas kontakty z kolegami z okresu studiów, a także zaczął brał lekcje malarstwa aby doskonalić swój warsztat. W latach 1916–1924 prezentował swoje obrazy na kilkunastu wystawach zbiorowych we Lwowie, Krakowie i Warszawie.

W rodzinie Turnauów nie brakuje innych wybitnych osobistości. Jerzy Turnau był wujem długoletniego redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” Jerzego Turowicza, a także dziadkiem publicysty i pisarza Jana Turnaua oraz pradziadkiem Grzegorza Turnaua, znanego muzyka związanego z Piwnicą pod Baranami.

Jarochowscy z Babicy

Ostatnimi właścicielami zachowanego do naszych czasów, ale mocno przebudowanego dworu w Babicy koło Czudca byli Joachim i Maria z Wiktorów Jarochowscy. Najstarszą z ich trójki dzieci była urodzona w 1917 roku Irena, która pod koniec II wojny światowej została żoną Antoniego Szaszkiewicza. To ona miała odziedziczyć majątek po rodzicach. Po wyrzuceniu z rodzinnego dworu mieszkała na Ziemiach Zachodnich, później przeniosła się do Krakowa gdzie pracowała m.in. jako dietetyczka i pomywaczka. Pod koniec lat 50. zaprzyjaźniła się z Piotrem Skrzyneckim i grupą młodych artystów skupionych wokół Piwnicy pod Baranami. Od tego czasu Kika zaczęła regularnie odwiedzać Piwnicę i stała się rozpoznawalną postacią w środowisku twórców tego kabaretu oraz jego bywalców. Piotr Skrzynecki wpadł wówczas na pomysł stworzenia obrazkowej historii Komiks pt. „Szaszkiewiczowa oraz Ksylolit w jej życiu” zaczął się ukazywać w 1958 r. w „Przekroju”, którego redaktor naczelny – Marian Eile był wielkim entuzjastą krakowskiego kabaretu. Scenariusz poszczególnych odcinków pisał Skrzynecki, a autorem rysunków był Kazimierz Wiśniak, krakowski malarz i scenograf. Pierwotnie miały ukazać się dwa, trzy odcinki, ostatecznie komiks utrzymał się na łamach „Przekroju” przez pół roku.

Pogodne usposobienie i olbrzymi dystans do siebie, który niezwykle przebija się ze wspomnieniowych książek Szaszkiewiczowej, sprawił że Kika bardzo dobrze odnajdowała się wśród młodszych o dwie dekady osób tworzących Piwnicę. Krótko po ukazaniu się komiksu, artyści z kabaretu zostali zaproszeni na występ w Częstochowie. Życzeniem organizatorów było żeby przyjechała razem z nimi również „słynna Szaszkiewiczowa”. Niejako z przypadku, na życzenie publiczności, zaśpiewała wówczas piosenkę z repertuaru Josephine Baker (1906–1975), francuskiej piosenkarki afroamerykańskiego pochodzenia. Później wystąpiła jeszcze z niewielkimi rolami w dwóch piwnicznych programach „Jezioro Wieszczek” oraz „Śnie namiestnika Hinkona, czyli Pragnieniu Złotej Nogi” w 1960 roku. W początkach lat 60. Kika z inspiracji Mariana Eilego, wybrała się z synami w podróż autostopem nad morze. „Przekrój” wydrukował wówczas apel do kierowców nawiązując do faktu, że w podróż wyrusza osoba będąca pierwowzorem bohaterki popularnego komiksu.

W 1969 roku Kika Szaszkiewiczowa zdołała wyjechać z gomułkowskiej Polski do Norwegii. Początkowo miał to być wyjazd jedynie w celach zarobkowych, z perspektywą powrotu. Stało się jednak inaczej. W kraju nad fiordami przez siedem lat pracowała w restauracji, a gdy już poznała dobrze język norweski, została pielęgniarką w domu opieki. Na emeryturę przeszła w połowie lat 80. mieszkając już w Norwegii, Szaszkiewiczowa zaczęła tworzyć szydełkowe makaty. Po raz pierwszy prezentowała je w swojej nowej ojczyźnie, ale już w 1977 roku miała wystawę w Piwnicy pod Baranami. Wówczas też po raz pierwszy po ośmiu latach przyjechała do Polski, już jako obywatelka norweska. Pod koniec długiego życia stała się najstarszą blogerką w Polsce. Zmarła w Krakowie w 2014 roku.

Maria, średnie dziecko małżeństwa Joachima i Marii z Wiktorów Jarochowski, urodziła się w 1918 roku. W rodzinie nazywana była Mają. Od wczesnej młodości miała skłonność do poglądów socjalistycznych. W wieku zaledwie kilkunastu lat przeczytała „Kapitał” Marksa.

Po wojnie zamieszkała w Krakowie i tutaj zaczęła się jej kariera dziennikarska. Początkowo związana była z „Odrodzeniem” redagowanym przez Karola Kuryluka. Następnie została sekretarzem redakcji „Echa Krakowa”. W 1947 roku wyjechała do Paryża, gdzie została naczelną „Gazety Polskiej”, która stanowiła jedno najważniejszych narzędzi propagandowych polskich władz komunistycznych na terenie Francji. Trzy lata później wstąpiła do Francuskiej Partii Komunistycznej. Ostatecznie aresztowana i deportowana do Polski. Władze francuskie zamknęły wspomniane czasopismo w 1952 roku W Paryżu zaprzyjaźniła się z Zygmuntem Kałużyńskim (1918–2004), późniejszym znanym dziennikarzem i krytykiem filmowym, którego ówczesna żona pracowała w polskiej ambasadzie. W tym czasie poznała również redaktora naczelnego tygodnika „Przekrój” Mariana Eile, z którym również połączyła ją przyjaźń na wiele lat. 

Po powrocie do Polski prowadziła świetlicę w spółdzielni produkcyjnej w Belinie pod  Gostyninem. W tym czasie, w 1950 roku, w jednym tomie, ukazały się jej dwie debiutanckie powieści „Niemiłosierni” i „Buraczane liście”. Dwa lata później Maria Jarochowska zamieszkała na stałe w Warszawie. W latach 1952–1957 zasiadała w Sejmie PRL I kadencji. Publikowała reportaże, recenzje i opowiadania m.in. na łamach tygodnika „Świat”, „Nowej Kultury”, „Echa Krakowa” i „Przyjaciółki”. Była zatrudniona w Naczelnym Zarządzie Kinematografii Ministerstwa Kultury i Sztuki. Pogłębiająca się samotność, a także rozczarowanie komunizmem, które zdaniem jej siostry nastąpiło ostatecznie w 1968 roku, z pewnością wpłynęło na pogrążanie się Marii w chorobę alkoholową. Kilkakrotnie podejmowała kurację odwykową. Maria Jarochowska zmarła w 1975 roku.

Młodszy brat Kiki i Mai – Konstanty, nazywany był przez członków rodziny i przyjaciół Kotem. Po wyrzuceniu z Babicy, zamieszkał z rodziną na Ziemiach Odzyskanych, gdzie pracował w zarządzie majątków państwowych. Wkrótce jednak został aresztowany pod fałszywym zarzutem sabotażu. Po uwolnieniu rozpoczął pracę jako fotoreporter w „Echu Krakowa”. Kot Jarochowski już w dzieciństwie zainteresował się fotografią, korzystając z aparatu Leica, należącego do jego ojca. Zdjęcia Konstantego docenił Władysław Sławny, który powróciwszy do Polski z Paryża, zaprosił Jarochowskiego razem z czterema innymi najzdolniejszymi fotoreporterami młodego pokolenia do współpracy w czasopiśmie „Świat”. W późniejszym okresie syn właścicieli majątku w Babicy, pracował dla ilustrowanego tygodnika „Stolica”. Zmarł w 1978 roku. 

Przykłady takich rodzin jak Schrammowie, Jarochowscy, Turnauowie i Starowieyscy nie są w środowisku ziemiańskim odosobnione. Ktoś może powiedzieć, że ta mnogość osób z licznymi osiągnięciami na niwie kultury, nauki i gospodarki, wynikała z przewagi ekonomicznej, jaką dawało pochodzenie ziemiańskie. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt iż również po utraceniu majątków, wielu byłych ziemian oraz ich potomków zdobyło wykształcenie i wysoką pozycję w dziedzinach którymi się zajmowali. Ważny był kapitał intelektualnych oraz poczucie znaczenia edukacji wyniesione z domów rodzinnych. Oczywiście można znaleźć również przykłady ziemian utracjuszy, hazardzistów, osób które roztrwoniły majątki jeszcze przed reformą rolną itd. itd. Wydaje mi się jednak, że warto zwracać uwagę na tych, którzy pozytywnie zaznaczyli się w dziejach naszego kraju.

oprac. Łukasz Bajda

Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach #PROO. Komitet do spraw Pożytku Publicznego.