Co roku nasze Bieszczady odwiedzane są przez dziesiątki tysięcy turystów. Niezależnie od tego czy rok jest frekwencyjnie bardziej czy mniej udany, bywają takie dni, że na parkingach przy najpopularniejszych szlakach brakuje miejsc, a na ścieżkach formują się długie rzędy maszerujących wędrowców. 

Dzieje się tak najczęściej podczas majówki, w okolicach 15 sierpnia oraz w październikowe weekendy, gdy pięknie przebarwią się liście bieszczadzkich buków. Najwięcej turystów przyciągają szlaki wytyczone w najwyższych i najbardziej widokowych pasmach regionu. Od kilku lat dużą popularnością cieszą się również trasy wiodące do Łopienki i rezerwatu „Sine Wiry” oraz na szczyty, na których postawione zostały w ostatnich latach wieże widokowe. Dzięki takiej konstrukcji odkryto dla turystyki pasmo Jeleniowatego powyżej miejscowości Muczne. Wyraźnie wzrósł ruch turystyczny również na Żukowie, dzięki wieży postawionej na Holicy. Na ożywienie turystyki pieszej w okolicach Ustrzyk Dolnych wpłynęła także rozwinięta sieć szlaków i inicjatywa zdobywania Korony Ustrzyckich Gór, wykreowana przez Bieszczadzkie Centrum Turystyki i Promocji.

Czy szlaków jest za mało?

Zadać sobie można zatem pytanie, czy tworzenie nowych szlaków i ścieżek turystycznych może przyczynić się do rozładowania kumulacji ruchu turystycznego na bieszczadzkich połoninach? Może po prostu mamy w Bieszczadach za mało znakowanych szlaków i to sprawia, że turyści wciąż pojawiają się w tych samych miejscach?

– Sieć szlaków jest wystarczająca, jednak większość turystów wybiera w pierwszej kolejności te najbardziej atrakcyjne miejsca. Paraliż jest zatem nieunikniony w niektórych popularnych terminach – mówi Bartłomiej Machowski, zawodowy przewodnik beskidzki. Podkreśla przy tym, że ewentualne wytyczanie nowych szlaków musi iść w parze z powstawaniem nowych parkingów, a to trudno sobie wyobrazić pod połoninami.

Oprócz dosyć rozbudowanej sieci szlaków PTTK, w naszym regionie nie brakuje szlaków i ścieżek turystycznych wytyczanych z inicjatywy Bieszczadzkiego Parku Narodowego, Lasów Państwowych, samorządów, a nawet stowarzyszeń. Szlaki to jednak odpowiedzialność. Każda instytucja, która podejmuje się wyznakowania nowego szlaku powinna mieć na uwadze jego późniejsze utrzymywanie i odnawianie. Przemierzając Bieszczady spotkać można oznaczenia szlaków o których dawno zapomniano. Nieodnowione, wypłowiałe lub po prostu zniszczone tablice, zatarte znaki na drzewach lub tabliczkach kierunkowych. Z tablic wykonanych w starszych technologiach odklejają się lub są zdrapywane przez wandali litery. Mógłbym wymieniać tutaj konkretne przykłady szlaków i miejsc, ale nie chodzi mi o wskazywanie kogokolwiek palcem. Chciałbym zwrócić uwagę na zjawisko, z którego wynikają później tego rodzaju konsekwencje. Wydaje mi się, że zbyt często instytucje, które uzyskują środki na tworzenie szlaków czy postawienie tablic, nie biorą pod uwagę kwestii, że potrzebne będą później środki by zadbać o już istniejącą infrastrukturę. W ten sposób bywa, że po krótszym lub dłuższym czasie, na przykład po dekadzie, turystów i mieszkańców straszą wyblakłe tablice postawione w ładnych miejscach, a szlaki z uwagi na zatarcie lub zniszczenie oznaczeń w rzeczywistości istnieją jedynie na mapach, bo w terenie trudno się na nich odnaleźć.

Z jednej strony w Bieszczadach mamy do czynienia ze szlakami dawno zapomnianymi, z drugiej strony można odnaleźć przykłady tras zadbanych aż do przesady. Tutaj zaskakiwać może sieć szlaków nordic walking wytyczonych w okolicach miejscowości Myczkowce. Zaproponowano tutaj wiele tras, które mają często powielające się odcinki. W związku z tym powstały szlaki oznaczone serduszkami w różnych kolorach, tropami zwierząt, a także innymi symbolami. Wszystko żeby ułatwić orientację turystom, ale w efekcie, mniej uważne osoby mogą się na tych szlakach pogubić. Kilkakrotnie słyszałem o takich przypadkach od osób bezpośrednio zaangażowanych… Obok wspomnianego wyżej rejonu Myczkowiec, drugie duże skupisko szlaków turystycznych poza połoninami stworzone zostało w rejonie Ustrzyk Dolnych. Tutaj cały czas zaskakuje mnie, nadmierna w moim przekonaniu, liczba słupów z drogowskazami. Podobnie wydaje mi się, że również stawiane na tych szlakach, przy punktach szczególnie atrakcyjnych, drewniane ogrodzenia i stojaki rowerowe to niepotrzebnie wykonana praca i zbyteczny wydatek. Nie chcę tutaj wychodzić na krytykanta, bo szczerze uważam, że stworzona sieć szlaków wokół miasta nad Strwiążem oraz inicjatywa zdobywania Korony Ustrzyckich Gór to jedne z najlepszych działań na rzecz promocji obszarów położonych poza połoninami. Po prostu uważam, że nadmiar konstrukcji niepotrzebnie szpeci krajobraz.

Podobnie jest zresztą z tablicami informacyjnymi. Są takie atrakcje w Bieszczadach, przy których niezależne od siebie instytucje postawiły dwie lub nawet trzy tablice z tymi samymi danymi o zabytku lub miejscu. Wszystko dla dobra turystów, ale w efekcie mnożą się słupy, słupki i tablice, a tekst i treść pozostają właściwie te same…

Zawrót głowy

To oczywiście dobrze, gdy przyjeżdżający w ładne miejsce lub do atrakcyjnego obiektu turysta, może zapoznać się z najważniejszymi informacjami. Dobrze, gdy tablice są ładnie zaprojektowane i nie dominują w krajobrazie. Przede wszystkim ważne żeby co jakiś czas dokonać konserwacji lub wymiany takiej „infrastruktury informacyjnej”. W różnych regionach turystycznych, także w naszych Bieszczadach, dochodzi nierzadko do niepotrzebnego i wręcz szkodliwego, moim zdaniem, stawiania w jednym miejscu zbyt wielu tablic, oznaczeń i innych elementów małej architektury turystycznej. Za każdym razem zamiar jest ten sam – uatrakcyjnienie miejsca. Intencje szlachetne i ze wszech miar godne pochwały, ale z wykonaniem bywa różnie. Koronnym przykładem może być tutaj Przełęcz nad Roztokami – jedno z tych pięknych, ale niezbyt często odwiedzanych miejsc w Bieszczadach, do których można dojechać rowerem, a nawet samochodem. Położona w paśmie granicznym przełęcz, to miejsce z którego rozciąga się ładny widok na słowacką stronę. Doznania estetyczne psują to jednak postawione w ciągu ostatnich lat znaki drogowe, tablice, tabliczki, drogowskazy i do tego niewielka wieża widokowa. W moim przekonaniu trochę tego wszystkiego za dużo… Ostatnio byłem tam trzy lata temu. Moją szczególną uwagę zwróciła prawie nieczytelna tablica informacyjna dawno zapomnianego szlaku „Lotnicze ślady w Karpatach”.

Trochę podobny charakter zaczyna mieć otoczenie wiaty rekreacyjnej w pobliżu wieży widokowej na Holicy. Tutaj jednak mamy do czynienia z tak rozległą przestrzenią Żukowa, że postawione tutaj tablice, rzeźby i inne instalacje nie zaburzają mimo wszystko piękna krajobrazu.

Nie jestem przeciwnikiem stawiania tablic i naprawdę nie chcę w nikogo rzucać kamieniami ani nikogo oskarżać. Sam brałem udział w projektach, których także efektem było wytyczenie szlaków i powstanie tablic informacyjnych. Marzy mi się jednak sytuacja idealna, w której różne instytucje, szczególne reprezentujące trzeci sektor, podjęłyby w większym stopniu współpracę. Po co dublować coś, co już zostało zrobione? Podejrzewam, że wiele takich sytuacji wynika z faktu, że łatwiej jest pozyskać środki na stworzenie czegoś nowego niż poprawienie już istniejącej infrastruktury. Nie można dopuszczać do sytuacji, w której tablice zamiast informować turystów, przede wszystkim szpeciły otoczenie.

Parkingi

To przede wszystkim parkingi stanowią wąskie gardło bieszczadzkiej turystyki. Ten fakt odczuć można zarówno pod połoninami, jak i nad Soliną. Z jednej strony można na tej podstawie wysnuć postulat budowy nowych parkingów lub zwiększenia już istniejących. Z drugiej strony należy mieć na uwadze, że najbardziej zatłoczony czas to zaledwie kilka, może kilkanaście dni w skali roku. Jeśli frekwencja jest naprawdę wysoka to mówić można o kilku weekendach podczas których bywa, że jeśli nie wyjedzie się odpowiednio wcześnie z kwatery, to nie będzie możliwości postawienia samochodu przy najpopularniejszych punktach wyjściowych na szlaki. Jak niemal co roku widać to jesienią, problem dotyczy przede wszystkim terenu Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Bieszczady słyną z połonin i nawet tworzenie nowych szlaków nie odciągnie w znaczącym stopniu turystów od najbardziej znanych pasm górskich. Warto jednak docenić wszelkie inicjatywy, które mają na celu popularyzację innych fragmentów regionu niż pasmo połonin. Dobrze byłoby jednak gdyby wszelkie podmioty zaangażowane w promocję turystyki na naszym terenie w większym stopniu podejmowały z sobą współpracę. Może wtedy uda się uniknąć niektórych błędów…

oprac. Łukasz Bajda

 

Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach #PROO. Minister do spraw Społeczeństwa Obywatelskiego