Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady! Któż nie słyszał tego hasła? Nawet wśród wielu osób, które nigdy nie odwiedziły tego regionu, panuje przekonanie o wyjątkowości Bieszczadów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że góry te, obok Tatr i Karkonoszy, są najbardziej rozpoznawalnymi w Polsce. Popularność południowo-wschodniego skrawka naszego kraju od dekad przekłada się na zainteresowanie ze strony twórców kultury – pisarzy, filmowców, twórców i wykonawców piosenek, a także przedstawicieli innych sztuk. Bieszczady stały się marką w samą sobie i z tego powodu zagościły również w świecie reklamy, a także w niezliczonej ilości internetowych memów.
Klasycy
Przez wiele lat w jednym z najpopularniejszych przewodników po Bieszczadach znajdował się rozdział poświęcony związkom dziewiętnastowiecznych pisarzy z regionem. Wspomniany wyżej tekst zniknął z nowszych wydań tej publikacji, ale zastąpił go również literacki rozdział, tym razem dotyczący współczesnych poetów. Być może stało się tak, gdyż współcześnie mało kto zna utwory Wincentego Pola i Aleksandra Fredry, a o Januarym Poźniaku, Janie Kantym Podoleckim i Józefie Turowskim, słyszały głównie osoby najbardziej zafascynowane przeszłością regionu. Natomiast wiersze Jerzego Harasymowicza i Wojciecha Bellona do dziś fascynują wielu miłośników Bieszczadów. Oczywiście utwory te znane są przede wszystkim jako piosenki znajdujące się w repertuarze kilku zespołów, a także śpiewane przy ogniskach i innych spotkaniach o charakterze turystyczno-biesiadnym
W kręgu gitary i pióra
Poezja śpiewana od dziesięcioleci towarzyszy naszemu regionowi. Niezliczone rzesze mniej i bardziej znanych wykonawców śpiewały i śpiewają o Bieszczadach. Wiele osób za najbardziej „bieszczadzki” zespół uważa Stare Dobre Małżeństwo. Bieszczady pojawiają się w twórczości grupy „U studni”, a także w repertuarze Agaty Rymarowicz, W 1974 roku, przy okazji I Festiwalu Piosenki Turystycznej w Wołosatem powstał harcerski zespół Wołosatki, który w swoim dorobku ma przynajmniej kilka bieszczadzkich przebojów. Grupa zmieniając skład, występuje do dziś.
Trudno jest wymienić wszystkich wykonawców, którzy współcześnie mierzą się z bieszczadzkim repertuarem. Jedni wykonują tylko znane utwory, inni komponują muzykę do wierszy mniej lub bardziej znanych poetów zauroczonych Bieszczadami. Wielu z nich spotkać można na coraz liczniejszych koncertach i festiwalach, które organizowane są przede wszystkim w sezonie turystycznym. Nierzadkie są również kameralne występy w lokalach Cisnej, Wetliny, Soliny czy Polańczyka. Doszło do tego, ze można sobie „wynająć bieszczadzkiego barda” na imprezę, ognisko itp. Muzyka gitarowa i poetyckie teksty wpisane są w charakter regionu od dekad.
Bieszczadzkie piosenki w głównym nurcie
Piosenkowa moda na Bieszczady zaczęła się jednak sześćdziesiąt lat temu i to daleko od kręgu „pióra i gitary”. W latach 60. kilku czołowych wykonawców polskiej estrady z powodzeniem zaczęło występować z bieszczadzkimi piosenkami. Chyba najstarszą piosenką z naszymi górami w tle, jest „Ballada Bieszczadzka” z repertuaru Tadeusza Woźniakowskiego. Artysta wystąpił z nią w 1964 roku na festiwalu w Opolu. Utwór szybko stał się przebojem i ponad pół wieku temu znała go cała Polska. Dziś jeszcze wiele osób pamięta tę balladę zaczynającą się od słów:
Mam konia z grzywą rozwianą z podkowy błysnęła skra
Gdy wiosną pachnie mu siano wesoło rży cha cha cha
Autorem tego tekstu był Edward Fiszer (1916–1972), który zainspirował się opowieściami o Lutku Pińczuku, późniejszym długoletnim gospodarzu „Chatki Puchatka”, który rozpoczynał swoją bieszczadzką przygodę w latach 60.
Dwa lata po opolskim sukcesie Woźniakowskiego, ukazała się debiutancka płyta Wojciecha Młynarskiego. Wśród nagranych utworów znalazła się piosenka „Po prostu wyjedź w Bieszczady”. W tekście nasz region nazwany został „polskim Teksasem”. Wspomniany został tam również Jerzy Michotek, jeden z najpopularniejszych polskich piosenkarzy z lat 50., który był m.in. wykonawcą utworu o kowboju, znanego z pierwszego bieszczadzkiego filmu „Rancho Texas”.
W 1967 roku na festiwalu w Opolu z piosenką „Zielone Wzgórza nad Soliną” wystąpił Wojciech Gąssowski. Artysta zobaczył po raz pierwszy Bieszczady wiele lat później. Autorem tekstu piosenki był rzeczywiście zafascynowany regionem Janusz Kondratowicz. Ten sam tekściarz napisał również strofy do utworu „Krajobrazy”- tytułowego z pierwszej płyty Trubadurów. Ta zapomniana dziś piosenka również opowiada o Bieszczadach. Nasze góry pojawiły się również w repertuarze zespołu Niebiesko-Czarni, ale „Wczesny zmierzch nad Sanokiem” nie należał do najbardziej popularnych kompozycji śpiewanych przez Adę Rusowicz. Dekadę późniejszy jest z przebojów Krystyny Prońko – „Deszcz w Cisnej”. Jedna z najpopularniejszych piosenek z repertuaru tej wokalistki, niewątpliwie przyczyniła się do ugruntowania sławy wspomnianej w niej miejscowości.
Schyłek lat 70. i początek 80. ubiegłego wieku przyniósł w Bieszczady rewolucję kontrkulturową. W Ustrzykach Dolnych powstał jeden z pierwszych polskich zespołów punkowych – KSU, a region stał się ważnym ośrodkiem tej subkultury. Grupa po licznych zmianach składu, a także wzlotach i upadkach funkcjonuje do dziś. Z czasem charakter granej przez nią muzyki mocno złagodniał, a w repertuarze pojawiły się również wątki bieszczadzkie.
Łuny w Bieszczadach
W okresie PRL Bieszczady były ukazywane jako główne miejsce aktywności ukraińskiego podziemia nacjonalistycznego. Opisywanie wydarzeń w Bieszczadach stało się tematem zastępczym dla obszaru Wołynia i innych ziem wschodnich II Rzeczypospolitej, na których doszło do masowych mordów na ludności polskiej. Nie pisano zbyt wiele o działalności UPA na tamtych terenach, skupiając się na Polsce w pojałtańskich granicach. Dodatkowo to w Bieszczadach zginął wiceminister obrony narodowej gen. Karol Świerczewski. Fakt śmierci w walce z ukraińskimi nacjonalistami postaci wykreowanej na filar ówczesnego panteonu narodowego, sprawił że Bieszczady były idealnym miejscem – symbolem walk z UPA. Przyczynił się do tego również sukces powieści „Łuny w Bieszczadach” autorstwa Jana Gerharda oraz zrealizowany na jej podstawie film „Ogniomistrz Kaleń”.
Autorów, którzy osadzili swoje powieści w tym jednym z najtragiczniejszych okresów w dziejach Bieszczadów jest znacznie więcej. Książkę poświęconą tym wydarzeniom napisał sam Roman Bartny. Jego „Śniegi płyną” zostały następnie zekranizowane przez Jerzego Passendorfera. Film „Zerwany most”, do którego Bratny w oparciu o własny utwór stworzył scenariusz, a w którym główną rolę zagrał Tadeusz Łomnicki, miał premierę w 1963 roku. Wspomnieć należy również o Wandzie Żółkiewskiej (1912–1989), która napisała „Ślady rysich pazurów” (1965). Powieść tę można określić mianem „Łun w Bieszczadach” dla młodszego czytelnika. Autorka ta w 1988 roku opublikowała inną bieszczadzką powieść dla dzieci – „Dzikus wyjęty spod prawa”. Jej akcja rozgrywa się wiele lat po wojnie w Rajskiem, a jedną z ukazanych w niej postaci jest słynny płk Józef Pawłusiewicz.
Wydarzeniom w Bieszczadach z lat 40. XX wieku poświęconych zostało również kilka tomików z serii „Żółtego Tygrysa” publikowanej w Wydawnictwie Ministerstwa Obrony Narodowej. Niektóre z tych utworów, pomimo zideologizowanej wizji historii w nich przedstawionej, do dziś bronią się pod względem wartości literackich. Inne są, delikatnie mówiąc, bardzo trudne w odbiorze. Oprócz fikcji literackiej, tamten czas został odmalowany również w kilku książkach wspomnieniowych
Na złotym i srebrnym ekranie
Lata 60. XX wieku, to czas budowy zapory w Solinie i najważniejszych dróg w Bieszczadach. Region, ponownie zagospodarowywany po pustce jaka nastąpiła w wyniku przeprowadzonych po wojnie przesiedleń, budził się do życia. Bieszczady potrzebowały rąk do pracy. Piosenki przyczyniały się do popularyzacji regionu. Z pewnością widziano szansę w tym, że część miłośników Bieszczadów zdecyduje się pozostanie tu na stałe. W reklamowanie Bieszczadów jako miejsca godnego uwagi miały również powstające w tym czasie filmy. Wspomniałem wyżej o dwóch filmach wojennych z lat 60. Już wcześniej, bo w 1958 roku premierę miał film przygodowy Wadima Berestowskiego „Rancho Texas”. Osadzony w bieszczadzkich realiach obraz reklamowany był jako „pierwszy polski western”. Rok później zrealizowano na podstawie opowiadania Marka Hłaski film „Baza ludzi umarłych”. Fabuła utworu literackiego nie dotyczyła Bieszczadów, ale twórcy ekranizacji przenieśli ją w ten wyludniony wówczas południowo-wschodni skrawek kraju.
Opustoszały region przedstawiano jako miejsce, gdzie można przeżyć „prawdziwą męską przygodę”. Jeszcze zanim na ekranach pojawiło się „Rancho Texas”, w Bieszczady wyruszyła grupa młodych ludzi zafascynowanych kowbojską stylistyką, a zamierzających pracować tu przy wypasie bydła. Westernowy charakter nadano później również „Wilczym echom” – filmowi przygodowemu z 1968 roku w reżyserii Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Akcja osadzona została w Bieszczadach w latach 40. ubiegłego wieku, ale fabuła i sposób jej ukazania wprost nawiązuje do rozwiązań stosowanych w opowieściach o Dzikim Zachodzie. Kowboj na koniu pojawił się nawet na kilku wydaniach pierwszej mapy turystycznej tego regionu. Ten westernowy mit Bieszczadów, wciąż jeszcze żywy jest w regionie. Wystarczy spojrzeć na kowbojskie kapelusze sprzedawane jako pamiątki na straganach przy zaporze w Solinie…
Współcześnie Bieszczady stały się miejscem akcji kilku filmów sensacyjnych. Największą popularność zyskał serial telewizyjny „Wataha” opowiadający historię pracującego w regionie funkcjonariusza Straży Granicznej, kpt. Wiktora Rebrowa. Wydarzenia w nim przedstawione bardzo odbiegają od realiów, ale należy przyznać, że pięknie sfilmowano w nim bieszczadzkie plenery. Wielkim atutem jest również ścieżka dźwiękowa oparta o utwory zespołu „Tołhaje”.
Scenariusze mistrza Janickiego
Osobne miejsce w kinematografii bieszczadzkiej zajmują cztery filmy telewizyjne, zrealizowane w latach 1976–1986. Scenariusze do nich napisał Jerzy Janicki, wybitny scenarzysta, pisarz i popularyzator Kresów. W 1976 roku powstał film „Hasło”, ukazujący historię wozaka parku konnego. Uległ on wypadkowi i leżąc w szpitalu odwiedzany jest przez różne osoby, pragnące poznać tytułowe hasło do książeczki oszczędnościowej, na której zgromadził pokaźną sumę. Rok później miały premierę dwie komedie telewizyjne – „Wolna sobota” i „Wesołych świąt”. Pierwsza z nich to opowieść o wozaku Gawełku, granym przez Wojciecha Siemiona, który w dzień wolny od pracy próbuje pomóc turyście ukąszonemu przez żmiję. Drugi z wymienionych filmów opowiada o tym, jak dwóch pracowników bieszczadzkiego nadleśnictwa zostaje wysłanych do Warszawy, aby sprzedać tam partię choinek. W głównych rolach – „Wibracyjnego” i „Ruiny” wystąpili Janusz Kłosiński oraz Krzysztof Majchrzak. W 1986 roku zrealizowano jeszcze jeden film telewizyjny z wątkiem bieszczadzkim – „Kino objazdowe”. Jak już wspomniałem, scenariusze do wszystkich wymienionych obrazów napisał Janicki. Część z nich pierwotnie powstała jako słuchowiska radiowe, a wszystkie stały się kanwą opowiadań zamieszczonych w zbiorze „Nieludzki doktor”. Utwory Janickiego i zrealizowane na ich podstawie filmy, zdaniem wielu osób pamiętających tamte czasy, dobrze odmalowują klimat Bieszczadów z lat 70. i 80. ubiegłego wieku.
Stachura w Bieszczadach?
Wielu miłośników Bieszczadów żyje w przeświadczeniu, że Edward Stachura był ściśle związany z tymi górami, że często tu bywał, tutaj tworzył i opiewał ich piękno. Chociaż żona poety – Zyta Oryszyn pochodziła z Zagórza, to już w dzieciństwie wyjechała znad Osławy na tzw. Ziemie Odzyskane. Autor „Siekierezady” najprawdopodobniej tylko raz wędrował przez Bieszczady. Słynna powieść i jeszcze bardziej znany film nie mają nic wspólnego z Bieszczadami. Przedstawiona w filmie praca przy wyrębie lasu i kolejka wąskotorowa, to dla części widzów wystarczające atrybuty „bieszczadzkości”. W rzeczywistości „Siekierezadę” kręcono daleko od Bieszczadów – na Podlasiu, Mazowszu, a nawet w Turkmenistanie. Z pewnością wpływ na utożsamianie z regionem filmu i powieści Stachury ma funkcjonujący od lat w Cisnej bar o tej samej nazwie. W tym miejscu należy również powiedzieć, że autor „Siekierazady” nie pisał wierszy o Bieszczadach. Mylne przekonanie o tym spowodowane zostało faktem, że twórczość Stachury spopularyzował w dużej mierze zespół Stare Dobre Małżeństwo, który w repertuarze ma sporo utworów związanych z Bieszczadami. W rzeczywistości „bieszczadzkie” piosenki SDM-u to przede wszystkim wiersze Adama Ziemianina, a zespół wykonuje również utwory innych niż Stachura i Ziemianin poetów.
Wspomnianej grupie region zawdzięcza również rozpropagowanie mody na anioły jako symbolu krainy i popularnego motywu wykorzystywanego w lokalnym pamiątkarstwie. Wszystko zaczęło się od wiersza Adama Ziemianina, śpiewanego przez SDM. Był to tytułowy utwór jedenastej płyty zespołu, która ukazała się w 2000 roku. Rok później odbyła się pierwsza edycja Festiwalu Sztuk Różnych „Bieszczadzkie Anioły”, który organizowany był do 2009 roku i dla wielu osób pozostaje wspaniałym wspomnieniem i wzorcem bieszczadzkiego wydarzenia kulturalnego.
Bieszczadzka literatura
Współcześnie Bieszczady stały się tłem wydarzeń dla wszelkich możliwych rodzajów powieści – od historycznych, przez obyczajowe po kryminały i thrillery. O książkach inspirowanych wydarzeniami z lat 40. już wspominałem. Jeśli chodzi o literaturę obyczajową, to Bieszczady pojawiają się m.in. w trzech książkach autorstwa Marii Nurowskiej. Opowiadania i powieści osadzone w regionie piszą również jego mieszkańcy. Wspomnieć wypada przede wszystkim o twórczości Joli Jareckiej, założycielki Kina KOŃkret oraz Rafała Dominika z Cisnej, autora cyklu „Opowieści z Siekierezady”.
Aby ukazać rozległość tematyki „bieszczadzkiej literatury”, chciałbym w tym miejscu podać jeszcze kilka przykładów. W Bieszczadach rozgrywa się akcja jednej z powieści przemyskiego pisarza Stefana Dardy pt. „Jedna krew” (2020). Autor opisał wyimaginowaną wieś bieszczadzką, w której współcześnie z pewnych powodów mieszkańcy dokonywali pochówków wampirycznych. Główny bohater, Wieńczysław Pskit, wraca po latach w rodzinne strony aby zmierzyć się z upiorami przeszłości.
W okolicach Cisnej osadził wydarzenia jednego ze swoich thrillerów Tomasz Hildebrandt. W „Górach umarłych” (2017) zapoznajemy się ze śledztwem w sprawie zaginięcia dziesięcioletniego chłopca. Zgodnie z wymogami gatunku, historia jest oczywiście mroczna i pełna tajemnic. Sanok doczekał się swojego retro-kryminału. Jego autorem jest pochodzący z tego miasta Bartłomiej Rychter. W powieści pt. „Złoty Wilk” (2009) pisarz sportretował Sanok końca XIX w. Czytając tę książkę trudno oprzeć się poczuciu, że pisarz inspirował się znanym cyklem książek Marka Krajewskiego. Powstał jednak utwór oryginalny, zajmujący, a przede wszystkim osadzony w historii i topografii Sanoka.
Jedynie w ostatnich dwóch dekadach ukazało się więcej niż dwadzieścia powieści, których akcja rozgrywa się w regionie. Trudno jest natomiast wyliczyć wszystkich poetów, którzy w swojej twórczości inspirowali się i wciąż się inspirują naszym regionem. Wśród książek bieszczadzkich odnaleźć można również utwory dla dzieci i młodzieży, w tym także komiksy.
Bieszczady interesowały twórców już od XIX wieku, a z biegiem lat ta popularność wzrosła. Region cały czas znajduje swoje odbicie w piosenkach, wierszach i powieściach. Bieszczady wciąż również cieszą się zainteresowaniem ze strony twórców filmowych. Artykuł ten oczywiście nie ma na celu wyczerpania tematu. Jest zaledwie pewnym przyczynkiem, wstępem do bardzo szerokiego zagadnienia jakim jest obecność Bieszczadów w kulturze popularnej.
oprac. Łukasz Bajda
Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach #PROO. Komitet do spraw Pożytku Publicznego.